Imprezy na świeżym powietrzu

25 kwietnia 2023 04:48 2023 Wersja do druku

Do czego tęskniliście w czasie pandemii covid-19? Do spotkań z rodziną i przyjaciółmi? Do wyjazdów zagranicznych? Do zajęć z dziećmi w terenie? A do stoisk na imprezach masowych zwanych festynami?

 

Artykuł ukazał się w numerze 8/2023 "Lasu Polskiego".


 


Ja do wszystkiego po trochu, ale zdaję sobie sprawę, że wielu edukatorów i, szerzej, pracowników lasów czy parków bardzo nie lubi festynów jako formy edukacji i reklamy.

 

Skąd ten wniosek?

Historia, która wydarzyła się naprawdę: duże miasto wojewódzkie, festyn przygotowany przez ważną instytucję i namiot miejscowego LKP. Wejście do tegoż zastawione stołem na całej długości, na stole obrus w krążki drewniane, na nim kolorowanki dla dzieci i „wypchaniec”, trzech leśników siedzi w głębi na krzesełkach, wszyscy w pozycji zamkniętej (skrzyżowane ręce i nogi) rozmawiają między sobą, w ogóle nie zwracają uwagi na podchodzące osoby. Jak zbliżyłam się do nich i zaczęłam rozmawiać, to dowiedziałam się, że są tu z „łapanki”, żaden z nich nie zajmuje się edukacją i są niezadowoleni, że pracują w niedzielę. Nic dziwnego, że zwiedzający woleli inne stoiska. Ale liczby do tabelki sprawozdawczej i tak można wpisać.

 

Zacznijmy od początku…

Po co są festyny, pikniki naukowe i dni pyry, jabłka etc.? Jest to sposób na przyciągnięcie turystów i na zapewnienie rozrywki miejscowym mieszkańcom. Jakoś tak się dzieje, że organizatorzy najczęściej chcą też dostarczyć odwiedzającym trochę wiedzy. Dlatego zapraszają mnie, „panią z uczelni”, leśników, policjantów i kogo tam jeszcze wymyślą. To świetne miejsce, żeby porozmawiać z ludźmi, którzy nie przyjdą na zajęcia na uczelnię czy do nadleśnictwa, osobami, które chcą zapewnić dzieciom ciekawe popołudnie przy minimalnym wysiłku i kosztach. Oczywiście są też odwiedzający zbierający gadżety i ci naprawdę zainteresowani tematyką festynu. Już wiemy, że głównie będziemy spotykać osoby, które nie przyszły po wiedzę, lecz po rozrywkę, a także rodziny z dziećmi. Będziemy mieć dużą konkurencję. Większość festynów i pikników ma określony temat: zarówno te w miastach powiatowych, jak i Piknik Naukowy na Stadionie Narodowym. Dobrze dobrać ofertę aktywności do tematu, np. na piknik prozdrowotny w gminie Czerwonak zawsze jadę z profilaktyką chorób odkleszczowych, ale na Stadion Narodowy, gdy tematem był ruch, to z aktywnościa mi, które pomagały poznać sposoby poruszania się zwierząt. Nie tylko aktywności powinny być dostosowane do tematu ogólnego, ale i materiały edukacyjne: na piknik o zdrowiu mam przygotowane „10 przykazań profilaktyki, czyli jak nie złapać kleszcza”, a na festyny promujące ZR lub dziczyznę – informacje o właściwościach dzikiego mięsa. Ulotki o studiach na UPP zostawiam wtedy w szufladzie. Same aktywności powinny być stosunkowo proste, trwać do 5 min i poszerzać wiedzę zwiedzających. Warto przygotować po 1–2 aktywności dla poszczególnych grup wiekowych od przedszkolaków po seniorów. Istotne jest to, że do każdej aktywności musimy mieć jedną osobę, a idealnie dwie. Stoisko z jednym edukatorem może mieć tylko jedną aktywność, a nie pięć. Chodzi o to, żeby odwiedzający nie czekali zbyt długo – wtedy się zniechęcą – i żeby osoby obsługujące stoisko nie padły z wycieńczenia po godzinie pracy. Jeśli wiemy, że będą inne jednostki reprezentujące podobną tematykę, to skontaktujmy się z nimi, żeby ustalić, kto co robi i się nie powielać (kiedyś byłam na festynie, na którym cztery jednostki LP prezentowały to samo). Co prawda mieli mniej pracy dzięki temu, ale przecież nie o to chodzi. Ważne jest też umiejscowienie stoiska na placu.

 

Jak ułożyć stoisko?

Trzeba wyjść do ludzi dosłownie i w przenośni, a nie chować się w namiocie (chyba że pada), poszczególne stanowiska z zadaniami muszą być łatwo dostępne, najlepiej z więcej niż z jednej strony. Ustawione raczej dookoła namiotu czy parasola niż schowane w środku. Dzieci biegną zaciekawione do wypchanych zwierząt; jeśli więc zależy wam na dotarciu do jak największej liczby odwiedzających, duży „wypchaniec” musi być. Co z gadżetami? Preferuję niewielkie (A5, format do przypięcia na lodówkę) proste informacje i coś, co uczestnicy, szczególnie dzieci, mogą wykonać samodzielnie. Sytuacja, w której to obsługa stoiska wykonuje np. woskowijkę bez pomocy odwiedzających, nie jest najlepszym pomysłem (choć same woskowijki uwielbiam). Czy rozdawać drzewka? Jedynie, jeśli ktoś chce, nie wciskamy ich na siłę, szczególnie w dużym mieście, bo się zmarnują na balkonie lub wylądują w śmietniku. Czy częstować jedzeniem? Można, jeśli organizujemy pokaz kulinarny i próbowanie jest dobrowolne, na to nie trzeba mieć specjalnych zezwoleń; jednak warsztaty kulinarne to już co innego. Osobiście uważam, że rozmowy z ludźmi czekającymi na kotleta z dzika są bardzo wartościowe, niespieszne i otwarte – powiedzmy sobie szczerze, jak ktoś czeka, aż go nakarmię, nie bywa napastliwy.

 

Czy udział edukatorów w festynach ma sens?

Tak, choć jest to forma trudna, jeśli ma być skuteczna. Trzeba się uśmiechać przez 8 godzin, często nie da się napić łyka wody ani nic przez ten czas zjeść. Można tylko sygnalizować tematy, ale na pewno dostarczamy odwiedzającym pozytywnych przeżyć, a to baza, na kanwie której można potem budować resztę. Jest to okazja do zaciekawienia niezainteresowanych lasem i przyrodą oraz szansa na przekazanie prostych i ważnych komunikatów. Dlatego lubię festyny i pikniki, nawet jeśli zapach grillowanych kotletów zmywam z włosów dopiero po dwóch dniach.

Anna Wierzbicka

Fot. www.stock.adobe.com