Doradcy od zalesień

12 marca 2013 14:46 2013 Wersja do druku

W każdym nadleśnictwie pracuje osoba odpowiedzialna m.in. za przygotowywanie planów zalesieniowych dla rolników. To rzesza ludzi, którzy na co dzień stykają się z najrozmaitszymi sytuacjami w tym zakresie. Jakie są ich doświadczenia?

W Nadleśnictwie Radomsko plany zalesieniowe sporządza Anna Parada. Podkreśla, że choć w PROW jest mowa o „schematach”, to o pracy doradcy nie można powiedzieć, że jest schematyczna. – Mimo że zajmuję się tym już trzy lata, wciąż zdarzają się sytuacje, które są inne od poprzednich – opowiada. Są one nie do końca jasne, różnie interpretowane przez sporządzających plany.

 

Dwie działki czy jedna?

Anna Parada (Fot. T. Dębiec)Anna Parada (na zdjęciu) podaje przykład, kiedy działkę przeznaczoną pod zalesienia przecina linia energetyczna. Grunt pod nią może być przeznaczony np. pod plantację choinkową, ale wówczas nie będzie brany pod uwagę przy wyliczaniu dopłaty. To jasne. Ale kiedy linia energetyczna dzieli działkę przeznaczoną do zalesienia na dwie części mogą pojawić się inne problemy w interpretacji przepisów zalesieniowych. Czy powstałe w wyniku podziału dwie powierzchnie traktować mimo wszytko jako jedną i sporządzać dla nich jeden plan, czy też potraktować je jako dwie oddzielne?

Pytanie tylko z pozoru wydaje się być z rodzaju teoretycznych dywagacji dotyczących procedur. Do momentu, kiedy każda z części działki, którą rozdzielają słupy elektryczne mają powierzchnię większą niż 0,50 ha, czyli spełniają jeden z podstawowych formalnych wymogów do objęcia dopłatami. Sprawa staje się problematyczna, kiedy jedna lub obie części tak podzielonego pola nie osiągają wymaganej powierzchni, podczas gdy całość limit spełnia.

– Sporządzam jeden plan dla takich podzielonych powierzchni, Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa przyjmuje je i zatwierdza. Wiem jednak, że niektórzy doradcy w takich sytuacjach robią dwa plany dla działki podzielonej przez linię energetyczną, a jeśli jedna część działki nie osiąga żądanej powierzchni – odrzucają ją – tłumaczy doradca z Radomska.

Inne sytuacje stawiające doradcę przed dylematem są związane z działkami o szerokości poniżej 20 m, które właściciel chce zalesić i uzyskać z tego tytułu dopłatę. Jeśli pole o tak małej szerokości graniczy z lasem, można je objąć programem i liczyć na pieniądze. Niby proste, ale co uznać za „graniczenie”? Na gruncie prędzej czy później możemy się spotykać z najróżniejszymi konfiguracjami układu działek.

– Ze szkoleń wyniosłam informację, że wystarczy kiedy działka „styka się” z lasem w jednym miejscu. Niektórzy koledzy dmuchając na zimne przyjmują tylko takie wnioski, gdzie pole do zalesienia ewidentnie graniczy z lasem, stykając się z nim całym bokiem – tłumaczy dylemat doradcy Anna Parada i zastanawia się, że być może dobrym rozwiązaniem byłoby podanie minimalnej długości, jaką powinna mieć granica z lasem działki przeznaczonej do zalesienia?

 

To też biznes

Co motywuje do tego, żeby zalesiać grunty rolne? – Chodzi głównie o racjonalne zagospodarowanie ziemi. Opłacalność gospodarki rolnej na gruntach rozdrobnionych, daleko położonych i o słabej glebie jest minimalna albo żadna. Posadzenie lasu wydaję się w takiej sytuacji najbardziej sensownym wyjściem, a dopłata jest dodatkowym bodźcem – wyjaśnia Anna Parada.

Dobrze wiemy, że są też osoby, które podchodzą do zalesienia w typowo biznesowy sposób. Wykupują grunty z zamiarem zalesienia i często są to wtedy spore powierzchnie. Największa powierzchnia, jakiej dotyczył sporządzony przeze mnie plan, to zalesienie 6 ha. Przygotowywałam go w zeszłym roku. Ale kolega który zajmował się tą problematyką przede mną przygotowywał plan na powierzchnię 19 ha. Mimo wszystko na terenie Nadleśnictwa Radomsko większość planów obejmuje niewielkie powierzchnie gruntu, średnio półtorahektarowe – opowiada leśnik.

Program zalesieniowy gruntów ornych i sadów. Warunkiem skorzystania z dopłat jest ujęcie jej jako do zalesienia w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego, a w przypadku braku tego planu, gdy jej zalesienie nie jest sprzeczne z ustaleniami studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy. Sad albo grunt orny musi nim być nie tylko w ewidencji gruntów, ale także zgodnie ze stanem faktycznym użytkowania.

– Działka musi być utrzymana w dobrej kulturze rolnej – tłumaczy Anna Parada. Określenie tego, w jakim stanie jest zgłaszany do programu grunt również należy do doradcy zalesieniowego. Są wytyczne, które pomagają w podejmowaniu decyzji (dopuszcza się np. 50 pojedynczych drzew na 1 ha), ale w terenie pracownicy nadleśnictw sporządzający plany niejednokrotnie stają wobec sytuacji, jakie autorom wytycznych nie przyszyłyby do głowy i dylematem: przyjąć grunt do programu, czy też nie?

 

Lepiej wyjaśnić na początku

Zanim doradca uda się w teren, żeby tam ocenić sytuację, powinien przeprowadzić wywiad z potencjalnym beneficjentem programu. Skrupulatność na tym etapie pozwala uniknąć nieporozumień i ograniczyć wielokrotne odwiedziny różnych urzędów.

– Pytam ludzi zainteresowanych zalesianiem przede wszystkim o lokalizację działki, czy znajduje się na naszym terenie, jaka jest jej powierzchnia, szerokość, czyją stanowi własność, czy są linie energetyczne, rowy, drogi przecinające działkę, w jakiej kulturze rolnej jest utrzymana itd. – wylicza Anna Parada. – Staram się już na wstępie mieć możliwie pełny obraz gruntu, który właściciel chce zalesić.

Właściciel jest w stosunkowo komfortowej sytuacji, jeśli jego działka nadaje się w całości do zalesienia. W przeciwnym przypadku trzeba skorzystać z usług geodety, który dokona wyłączenia jej części z zalesienia. Jak się nietrudno domyślić – to dodatkowe, niespodziewane koszty.

Samo sporządzanie planu odbywa się wg wytycznych zawartych w rozporządzeniu. – Większość zwrotów w planie jest zrozumiała nawet dla laika, bo nietrudno domyślić się o co chodzi w grodzeniu upraw, ale na hasło więźba, region pochodzenia, wielu robi wielkie oczy. Dlatego podczas przekazania dokładnie staram się wszystko wyjaśniać – objaśnia Anna Parada.

Jeśli później pojawiają się wątpliwości, beneficjenci dzwonią i pytają. – Ludzie pytają o najrozmaitsze rzeczy – co to jest zapędraczenie gleby, czy paliki muszą być kupione, czy można je zrobić samemu? – wymienia leśniczka z Radomska.

 

A może ocena punktowa?

Na wiosnę po zalesieniu powierzchni beneficjent ma siedem dni na zgłoszenie tego faktu w nadleśnictwie. Doradca ma 14 dni od tego momentu, by pojawić się na powierzchni i ocenić jakość wykonanych prac. To niejednokrotnie mało komfortowa sytuacja – jednym zdaniem należy zaopiniować zgodność lub niezgodność wykonanych prac z planem. Tymczasem sytuacja na gruncie nie zawsze jest czarno biała.

Anna Parada chętnie widziałaby ocenę w formie nieco bardziej złożonej, która wbrew pozorom nie komplikowałaby sprawy, a wprowadzałaby pewien porządek. – Można byłoby oceniać poszczególne elementy realizacji planu na zasadzie przyznawania punktów. Przykładowo – osobno przygotowanie gleby, zachowanie więźby, etc. –poddaje pomysł. O uznaniu uprawy za zgodną z planem zalesieniowym decydowałby wówczas pewien próg punktów. Taka metoda po pierwsze ułatwiłaby ocenianie, a po drugie, automatycznie wyjaśniałaby charakter oceny i co chyba najważniejsze – uzasadniała ją.

Dodać należy, że z wypełnianiem zaleceń planu zalesieniowego nie jest tak źle. Anna Parada w trzyletnim okresie swoich doświadczeń tylko jeden raz nie odebrała zalesienia. Beneficjent zignorował zalecenia i kupił inne niż wskazane gatunki sadzonek, nie z niewłaściwego regionu pochodzenia. Po tej sprawie niedoszły beneficjent zamieścił na stronie internetowej nadleśnictwa komentarz, że leśnicy utrudniają dostęp do dopłat

– Zdarzyło się też, że inna beneficjentka kupiła sadzonki z innego regionu pochodzenia, ale po skonsultowaniu tej sprawy z mną, zasugerowałam jej, żeby zwróciła sadzonki, bo nie będę mogła odebrać zalesionej nimi powierzchni. Udało się, w szkółce przyjęli jej z powrotem ten towar – opowiada pani Anna.

 

 

Coraz lepiej przygotowani

Rolnicy, którzy zwracają się o pomoc przy zalesianu jeszcze kilka lat temu byli słabo zorientowani co do wymogów, jakie stawia PROW. Trzeba było ich szczegółowo poinstruować o tym, jakie warunki formalne powinien spełniać grunt, by móc go włączyć do programu. Typowy beneficjent dowiadywał się też, że zanim zacznie sadzić, czeka go jeszcze zg romadzenie kilku dokumentów i zaświadczeń z urzędu gminy i powiatu, a w niektórych sytuacjach również z RDOŚ.

Obserwacje doradców potwierdzają, że roku z na rok rośnie świadomość ludzi, którzy zgłaszają chęć zalesiania gruntów. Teraz już na pierwszym spotkaniu bywają nieźle przygotowani, mają podstawową wiedzę na dany temat, a i podczas wykonywania prac w terenie popełniają mniej błędów. To nie tylko upowszechnienie informacji na temat schematów zalesieniowych PROW, m.in. poprzez sąsiedzką wymianę zdań. – Coraz lepsze realizowanie planów może wiązać się z tym, że znając uchybienia jakie popełniane były podczas zalesień w latach poprzednich, ja też staram się następne osoby szczególnie uczulać właśnie na te kwestie. Moje doświadczenie też ma na pewno znaczenie – zakłada pani Anna.

 

Jeden pracuje, drugi nie ma nic do roboty

Na terenie Nadleśnictwa Radomsko bardzo mało osób korzysta z programu zalesień zakładającego wykorzystanie sukcesji naturalnej (schemat II: zalesianie gruntów innych niż rolne). Zainteresowanie jest duże na terenach, gdzie sporo gruntów przestało być użytkowanych rolniczo kilka lub kilkanaście lat temu. Mimo iż beneficjent dostaje mniej pieniędzy niż gdyby las posadził i tak można jego sytuację uznać za korzystną, bo nie ponosi żadnych nakładów.

Z wnioskami o dopłatę, która ma wynikać z uznania lasu powstałego w efekcie naturalnej sukcesji styka się Wojciech Jankowski z Nadleśnictwa Lesko w Bieszczadach. W zeszłym roku sporządził aż 54 plany zalesieniowe na ponad 114 ha. To rekord RDLP w Krośnie. – Przez trzy letnie miesiące zajmuję się głównie tą działką – przyznaje.

Jednak są i takie nadleśnictwa, gdzie zagadnienia związane z zalesianiem gruntów w ogóle nie absorbują leśników. Kiedy w Lesku zalesia się w ciągu roku ponad 100 ha, w położonej nieco ponad 30 kmna południe Cisnej nie zjawił się w tym samym czasie ani jeden beneficjent z wnioskiem w ręce. Powodów można szukać w strukturze własności i charakterze gruntów. W północnej części Bieszczadów i w części Beskidu Niskiego, gdzie gospodaruje Nadleśnictwo Lesko gęstość zaludnienia jest stosunkowo duża, a rozdrobnione gospodarstwa są mało rentowne. Zalesianie wydaje się więc bardzo sensownym rozwiązaniem. W obszarze administracyjnym Cisnej jest w ogóle niewiele prywatnych gruntów rolnych.

– Mam też stosunkowo niewiele obszarów Natura 2000 – podaje jeszcze jeden powód popularności programów zalesieniowych Wojciech Jankowski. Do niedawna bowiem rozporządzenie całkowicie wykluczało możliwość zalesiania gruntów na obszarach naturowych. Obecnie wymaga się opinii RDOŚ o braku sprzeczności zalesienia z zapisami planów zadań ochronnych, których… nie ma.

 

Natura i działki budowlane

W Nadleśnictwie Dukla, gdzie znaczna część terenu jest objęta Naturą 2000, w ostatnich latach właściwie nie prowadzi się zalesień. Były one popularne kilka lat temu, kiedy dofinansowywano je ze środków krajowych. – Obecnie rolnicy mają też alternatywę w innych dopłatach – szuka kolejnych przyczyn takiego obrotu sprawy Wiesława Żywiec z Nadleśnictwa Dukla.

Mniejsze zainteresowanie zalesianiem jest też na terenach sąsiadujących z dużymi miastami. – W ostatnich latach pojawiali się nieliczni ludzie z pytaniem o zalesienia, ale odchodzili z kwitkiem, bo ich powierzchnie nie spełniały warunków formalnych. W ciągu pięciu lat wykonaliśmy jeden plan –sytuację na swoim terenie przedstawia Piotr Król z Nadleśnictwa Krzeszowice, które leży w bezpośrednim sąsiedztwie Krakowa.

Podobnie rzecz ma się w Grójcu w środkowej Polsce. – W zeszłym roku zrobiliśmy jeden plan zalesieniowy, trochę osób pyta o program ale do niego nie przystępuje – tłumaczy Teresa Kaleta z miejscowego nadleśnictwa. W takich miejscach ludzie nie liczą na las i dopłaty, ale na daleko bardziej intratną sprzedaż gruntu na cele inwestycyjne.

Jak widać leśnicy zajmujący się problematyką zalesienia gruntów rolnych nie w każdym nadleśnictwie mają tyle samo pracy. I inne też bywają ich problemy. – Muszę przyznać, że lubię zajęcia związane ze sporządzaniem planów zalesieniowych. Mam już wiedzę na ten temat, dość pewnie poruszam się w tym zagadnieniu, a jednocześnie pojawiają się nowe rzeczy i przez to praca nie jest nudna – kwituje Anna Parada z Radomska.
 

Tomasz Dębiec

"Las Polski", 7/2011