30 lat z „Lasem”
O tym, jak rozpoczął swoją wydawniczą przygodę przed 30 laty rozmawiamy z Jackiem Kłudką, prezesem Oficyny Wydawniczej Oikos, wydawcą „Lasu Polskiego”.
Jak to się stało, że młody leśnik zapragnął zmierzyć się z wydawaniem jednego z najstarszych czasopism poświęconych leśnictwu?
Młody – tak, ale leśnik to za dużo powiedziane, byłem dopiero co po studiach leśnych w warszawskiej SGGW. W styczniu 1990 r., rozpocząłem pracę w Instytucie Badawczym Leśnictwa w Zakładzie Urządzania Lasu u wspaniałego prof. Tadeusza Tramplera, dendrometry, ekonomisty i urządzeniowca. Z perspektywy czasu to chyba bardziej była obecnie życiowa konieczność. Miałem już umówiony staż w BULiGL w Gorzowie Wielkopolskim, w moich rodzinnych stronach, ale w Warszawie zatrzymała mnie żona (też leśnik z wykształcenia). W Instytucie zajmowałem się dendrochronologią, inwentaryzacją przedwojennych powierzchni próbnych z nasadzeniami sprzed blisko 100 lat przejętych po niemieckim zasłużonym dla leśnictwa prof. Schwappachu. Za sprawą Tomka ZawiłyNiedźwieckiego [jego wspomnienie o „Lesie Polskim” prezentujemy na str. 13 – przyp. red.] interesowałem się również zupełną wówczas nowością, jaką był GIS. Po sześciomiesięcznej, obowiązkowej wtedy, służbie wojskowej, wróciłem do Instytutu. Nie ma co tu kryć – trochę wiało nudą. Rozpocząłem studia doktoranckie na Wydziale Leśnym SGGW, ale jakoś bez przekonania. Widok kolejnego indeksu z rubrykami do wypełniania mnie nie mobilizował, to nie było dla mnie… Kończyły mi się pieniądze zarobione na praktykach studenckich w Norwegii, a pensja młodego naukowca była kiepska. Dorabiałem po godzinach jako handlowiec – tam w parę godzin zarabiałem więcej niż przez cały miesiąc w stałej pracy. Takie to były czasy budowania podwalin tzw. realnego kapitalizmu. I któregoś razu rozdzwonił się ebonitowy czarny telefon na moim biurku, a w słuchawce odezwał się znajomy głos. Dzwonił mój kolega z roku – Witek Łasica. Załapał się na praktyki do PWRiLu, wydawnictwa istniejącego do dziś, które wówczas wydawało wszystko, co było związane z rolnictwem, leśnictwem, łowiectwem czy generalnie przyrodą. Kilkanaście czasopism branżowych, setki tytułów książek – jak na tamte czasy, i zapewne obecne, było to wielkie wydawnictwo. Witek redagował jakąś książkę i miał wątpliwości, czy w ogóle istnieje opisywany tam ptak o dziwacznej jego zdaniem nazwie „wójcik” – i to w dodatku zielony. Ponieważ wiedział, że pasjonuję się ornitologią, to udało mu się mnie odszukać i dopytać. Wyjaśniliśmy wątpliwe kwestie i tak od słowa do słowa zeszliśmy na sytuację w wydawnictwie. Powiedział, że znany nam ze studiów „Las Polski” decyzją ówczesnego dyrektora, podobnie jak i inne czasopisma branżowe, zostanie zamknięty, jeśli nie znajdzie innego wydawcy. Dyrektor stawiał na wydawnictwa książkowe i nie widział przyszłości w czasopismach branżowych. My szczęśliwie przekonaliśmy się, że historia zweryfikowała ten pogląd. Nie wiem, co nami kierowało, żeby bez kompletnie żadnego doświadczenia wydawniczego, poligraficznego, a przede wszystkim biznesowego, porwać się na pomysł przejęcia i wydawania czasopisma. Może sentyment? Poza tym lata 90. służyły „braniu spraw w swoje ręce”.
I wzięliście owe sprawy w swoje ręce? Jakie pierwsze cele sobie postawiliście?
Naszym celem było założenie wydawnictwa, odkupienie – a w zasadzie przejęcie tytułu wraz z redakcją (co nastąpiło dokładnie 3 października 1991 r.) i kontynuacja wydawania „Lasu Polskiego”, a później może czegoś więcej, ale cały czas w branży przyrodniczej. Założyliśmy spółkę cywilną, do której dołączył jeszcze nasz kolega z roku Darek Mazurek. Witek miał kontakt i pomysł, ja jeszcze jakieś zaskórniaki, a Darek – lokal (no może to lekka przesada – zagraconą piwnicę przy ul. Mickiewicza 40), w którym po remoncie otworzyliśmy biuro redakcji. Wydawnictwo nazwaliśmy Oficyna Wydawnicza Oikos. Tu chyba wypada wyjaśnić, co oznacza słowo „oikos”, bo wiele osób sądzi, że to skrót. Oikos pochodzi z greki i oznacza „dom”, po dodaniu do niego greckiego słowa logos, czyli nauka, powstało słowo ekologia. Nauka o środowisku – naszym ludzkim domu. Bardzo nam ta nazwa pasowała i uważam, że do dziś jest bardzo aktualna.
Już nie pamiętam, który z nas ją wymyślił, ale na pewno nie ja. Niestety obecnie wiele osób mocno słowa ekologia nadużywa, nie wiedząc, skąd pochodzi i co oznacza.
I tak, pracując w innych firmach lub będąc na bezrobociu, a zatrudniając przejętą redakcję, po kilku miesiącach nieukazywania się czasopisma wydaliśmy późną jesienią nasz pierwszy, lipcowy numer 13–14/1991 „Lasu Polskiego”. Nie wiedzieć kiedy od tamtej pory minęło już 30 lat! Nadganialiśmy stracony czas, wydając do końca roku sześć numerów łączonych o zubożonej szacie graficznej (tylko okładka była kolorowa) i tak powoli, z wieloma perturbacjami, rozpoczęliśmy regularnie wydawać dwutygodnik. Takie są początki historii „Lasu Polskiego” w wydawnictwie Oikos, obecnie spółki z ograniczoną odpowiedzialnością.
Jakie zatem trudności musiał Pan (wraz ze wspólnikami) pokonać, by – nie bójmy się tych słów – uratować to czasopismo i sprawić, że dziś może świętować swoje 100. urodziny?
Trudności było mnóstwo, od tych prozaicznych związanych z brakiem płynności finansowej poprzez kłopoty z drukarnią, brakiem doświadczenia wydawniczego oraz te zawsze dla mnie bardzo ważne – personalne. Nigdy wcześniej nikogo nie zatrudniałem, nikim praktycznie nie kierowałem, a teraz, będąc bardzo młodym człowiekiem, musiałem zarządzać o wiele starszymi od siebie osobami. To nie takie proste. I tu muszę pochwalić moją Alma Mater, co prawda niewiele mieliśmy zajęć z zarządzania, wówczas postrzegało się je głównie jako znajomość ekonomiki, a jeszcze prozaiczniej – kont księgowych. Do dziś wspominam zajęcia z zarządzania z prof. Andrzejem Klockiem, a notatki z nich gdzieś żółkną wśród pamiątek ze studiów. Gdy ostatnio do nich zaglądałem, dochodziłem do wniosku, że w materii zarządzania świat jednak niewiele się zmienił. Zresztą podejrzewam, że wiele moich koleżanek i kolegów wspomina naszych profesorów i nie może się nadziwić (często i w duchu mile powspominać), jak wiele mądrości od nich otrzymaliśmy i jak późno zdaliśmy sobie z tego sprawę. I nie chodzi tu o twarde dane, bo te cały czas się zmieniają, ale wiedzę i wartości uniwersalne. Prof. Tomasz Borecki mówił nam, że „po studiach na wydziale leśnym możesz w życiu robić wszystko, tak wiele różnych rzeczy na tym wydziale was uczymy. Oczywiście najlepiej jednak by było, abyście byli leśnikami”. No cóż, czuję się leśnikiem, choć teraz bardziej jestem wydawcą. Wiele moich koleżanek i kolegów pracuje w wyuczonym zawodzie, osiągnęło wiele sukcesów zawodowych i wysokie stanowiska w administracji Lasów Państwowych. Niektórzy osiągnęli sukces w zupełnie innych, często odległych od leśnictwa, branżach. Powracając do trudności – wiedzieliśmy, że utrzymanie wydawnictwa nie może opierać się tylko na jednym tytule. To przynosiło zbyt małe dochody, dlatego do naszej działalności dołożyliśmy jeszcze usługowe składanie tekstów, a w zasadzie kompleksową usługę wydawniczą. Uruchomiliśmy również działalność agencji reklamowej z ofertą skierowaną do firm z branży leśnej i to przez wiele lat pozwalało nam na rozwój. Na początku lat 90. szukaliśmy też wsparcia w Dyrekcji Generalnej LP, ale się go nigdy nie doczekaliśmy. Zdecydowanie lepiej odbierały nas nadleśnictwa i to dzięki nim oraz zaufaniu, jakim nas obdarzono, mogliśmy kontynuować wydawanie „Lasu Polskiego”. Za to zaufanie serdecznie dziękuję! Niestety mimo tego wsparcia musieliśmy szukać innych źródeł finansowania.
Z czasem posiedliśmy już wiedzę i doświadczenie wydawnicze, więc nie było z tym problemu. Pojawiły się w naszym portfolio inne tytuły prasowe, nie wszystkie w nim zostały, ale dzięki takiemu rozszerzeniu nasza sytuacja ekonomiczna stawała się bardziej stabilna.
Oikos wydawał i wydaje wiele tytułów – m.in. kierowanych do myśliwych czy rolników. Jakie jest więc miejsce „Lasu Polskiego” w strukturze całego wydawnictwa?
„Las Polski” to w naszym wydawnictwie perła w koronie. Tytuł, od którego wszystko w moim życiu zawodowym jako wydawcy się zaczęło. Dziś wydajemy dwa miesięczniki ściśle związane z leśnictwem: „Brać Łowiecką”, która w ubiegłym roku obchodziła 25lecie, i „Drwala”, który ukazuje się już od ponad 15 lat. Tematyka łowiecka zawsze była mi bliska i pomimo mocnej i często nie do końca eleganckiej konkurencji udało się stworzyć pismo z jednej strony czerpiące z wiekowej polskiej tradycji łowieckiej, a z drugiej – bardzo nowoczesne, będące obecnie zdecydowanym liderem na rynku. „Drwal” natomiast wyodrębnił się z treści zawartych w „Lesie”, dotyczących głównie pozyskania, hodowli i ochrony. Jest dedykowany przedsiębiorcom leśnym. Uzupełniająca się tematyka naszych czasopism umożliwia wymianę treści pomiędzy tytułami. Wielu leśników jest myśliwymi, a praktycznie obie te grupy na co dzień mają kontakt z przedsiębiorcami leśnymi, więc nasze czasopisma w naturalny sposób łączą te kręgi i się uzupełniają. W ten sposób łatwiej jest nam tworzyć wspólne treści.
Jak na przestrzeni lat ocenia Pan rolę „Lasu Polskiego”. Czy ona się jakoś zmieniła, zmieni się w przyszłości?
Czasopisma fachowe (branżowe), do których należy „Las Polski”, mają kilka istotnych zadań do spełnienia: pierwsza to przekazywanie najnowszych osiągnięć nauki i praktyki leśnej niezbędnej do rozwoju nowoczesnego leśnictwa, druga to rzetelna i szybka informacja o istotnych wydarzeniach branżowych, a trzecia to konsolidacja społeczności leśników. Taka platforma, gdzie można wyrażać swoje opinie i poglądy na różne tematy, również w sposób krytyczny. Przez ostatnie dekady niewiele się w roli „Lasu Polskiego” zmieniło, staramy się sprostać tym niełatwym zadaniom.
Czy „Las Polski” trafi więc „pod strzechy” w wersji elektronicznej?
Taka zmiana jest nieunikniona, choć zdaję sobie sprawę, że nadal mamy i będziemy mieli Czytelników, którzy woleliby pozostać przy formie drukowanej. Każda z nich ma swoje zalety i wady. Ogromną zaletą wersji elektronicznej jest szybkość przekazu, obniżenie kosztów (brak kosztów papieru, druku i dystrybucji), a co za tym idzie i ceny czasopisma, łatwość archiwizacji i możliwość szybkiego przeszukiwania treści. Wadą – przywiązanie do komputera, jednak ograniczone możliwości graficzne, no i ten brak uroku obcowania z papierem i drukiem. Czas na czytanie czasopisma drukowanego to jednak moment, w którym możemy w końcu oderwać się od wszechobecnego monitora. Czas pandemii zdecydowanie przyspieszył te zmiany i myślę, że już od przyszłego roku będziemy oferowali wersję elektroniczną „Lasu Polskiego”. Doświadczenia większości wydawców pokazują, że prasa fachowa najlepiej poradziła sobie z wejściem w wydawanie wersji cyfrowych.
Jak ocenia Pan zmiany w samym czasopiśmie – czy to ważne, by treści merytoryczne „sprzedawać” w ładnej oprawie, co jakiś czas zmieniać wygląd pisma?
Wydawanie czasopisma, szczególnie w formie drukowanej to również jego estetyczny wygląd i uporządkowane treści. Mało który czytelnik zdaje sobie sprawę, że czasopismo ma swój scenariusz. Treści są rozmieszczone w sposób celowy i przemyślany, tak aby w zamierzony sposób (przyjęty przez redakcję) budować emocje, żeby zawsze znajdowały się w ściśle określonych miejscach, co ułatwia intuicyjne poruszanie się po jego zawartości. Drukowane czasopismo to całość, w której każdy element ma znaczenie i decyduje o tym, jak postrzega ją czytelnik. Szata graficzna, jakość papieru, druku czy ilustracji mają istotny wpływ na to, czy czytelnik dobrze się czuje z naszym „produktem”. Nie chcemy tego zaniedbywać, ale też tego wszystkiego niestety będzie nam brakowało w wydaniu elektronicznym. Co jakiś czas zmieniamy, ulepszamy i dostosowujemy szatę graficzną do najnowszych trendów wszystkich naszych czasopism. Warto dodać, że niezmiernie ważna dla wszystkich naszych wydawnictw (zarówno książkowych, jak i reklamowych) jest poprawność językowa. W dobie „swobody” w tworzeniu treści, szczególnie w internecie, wygląda to niestety często tragicznie. Ubolewam nad taką sytuacją i w naszych redakcjach zawsze staramy się utrzymywać najwyższe standardy.
„Las Polski” słynie wśród Czytelników z tego, że zawsze „wolno mu więcej”. Jaka jest rola czasopisma w poruszaniu tematów kontrowersyjnych, zbieraniu niezależnych opinii, pytaniu obu stron sporów itp.?
To jedna z najważniejszych ról, jaką odgrywa niezależna prasa nie tylko wśród leśników, ale także przede wszystkim w demokratycznym społeczeństwie państwa prawa (i to bez znaczenia, jakie zapatrywania polityczne mają obecnie sprawujący władzę). To bardzo trudna sztuka, wymagająca często nie tylko kompromisów, ale także stania na straży wolności wypowiedzi, wolności mediów. Zawsze naszym celem było przekazywanie społeczności leśników różnorodnych opinii, zarówno tych kontrowersyjnych, jak i nowatorskich, pobudzających do myślenia i działania. Czy nam się to udało? Nie mnie oceniać, pozostawiam to ocenie Czytelników.
Co z perspektywy czasu uważa Pan za największy sukces czasopisma?
To, że udało się uratować tak istotny tytuł przed zniknięciem z rynku prasy leśnej. Mimo wielu przeciwności losu istnieje i ma się bardzo dobrze, wciąż łączy i wpływa na społeczność leśników i ma ogromną szansę utrzymać się przez kolejne 100 lat.
A jakie zatem wyzwania stoją przed „Lasem Polskim” na kolejne lata i czego życzyć Pana czasopismu na kolejne 100 lat?
Niewątpliwie nadal będziemy ciężko pracować, aby „Las Polski” utrzymał swoją pozycję lidera prasy leśnej. Wyzwaniem będzie utrzymanie niezależności czasopisma oraz rentowności pozwalającej zdobywać środki na dalszy rozwój. Bardzo trudnym momentem będzie stopniowe przechodzenie z wydania drukowanego na nowoczesne wydanie elektroniczne.
Na polskim rynku wydawniczym, ale nie tylko, nie ma za wiele tytułów obchodzących tak zacną 100. rocznicę istnienia. Jest to bez wątpienia sukces „Lasu Polskiego”, ale przede wszystkim to sukces ludzi, którzy go tworzyli i tworzą. W tym miejscu chciałbym serdecznie podziękować wszystkim redaktorom oraz współpracownikom redakcji, którzy przyczynili się do budowania i rozwoju społeczności czytelników „Lasu Polskiego”. Utrzymanie tytułu przez kolejne 100 lat to wielkie wyzwanie, czego Redakcji i Czytelnikom życzę z całego serca!
Rozmawiała: Urszula Zubert Bereza